Program e-PIT to niewątpliwie rewolucja w systemie podatkowym. Zresztą rewolucja długo oczekiwana i rzeczywiście ułatwiająca życie milionom Polaków. Bo oto przestał na nas ciążyć obowiązek wypełniania i wysyłania rocznej deklaracji PIT. Od teraz wszystko mogą za nas wykonać algorytmy fiskusa.
Ale jak każda rewolucja także ta ma swoje skutki uboczne. Może nie są bardzo dotkliwe dla podatników, ale za to zupełnie pomijane przez resort finansów. Wraz z początkiem ery e-PIT-ów prawdopodobnie zacznie też znikać ważna przecież świadomość, że w ogóle jakieś podatki płacimy.
Jak to się może stać? W poprzednim systemie niezłożenie rocznej deklaracji w terminie oznaczało ryzyko różnych nieprzyjemności i kar. I wszystkim wbiło się do głowy, że 30 kwietnia to ostatni dzień na rozliczenie. Część Polaków zostawiała sobie zresztą tę „przyjemność" na ostatnią chwilę, a na poczcie w ten dzień ustawiały się długie kolejki.
W nowym systemie takich scen już raczej nie będzie. Jeśli się spóźnisz z wypełnieniem swojego PIT, nic ci nie grozi. Więcej, nic ci nie grozi, nawet jeśli w ogóle zapomnisz się rozliczyć albo po prostu nie będzie ci się chciało! e-PIT to nie tylko program, który podstawia dane, a naszą najważniejszą czynnością jest ich zweryfikowanie i kliknięcie przycisku „wyślij". To także program, który – jeśli podatnik tego nie zrobi – wyśle zeznanie w naszym imieniu.
A skoro tak – pomyśleć może wielu Polaków – to po co się w ogóle trudzić? Tym bardziej że program uwzględnia też przysługujące nam ulgi, np. na dzieci, i dostaniemy zwrot podatku bez kiwnięcia palcem. Po co zawracać sobie głowę jakimiś deklaracjami, PIT-ami, rozliczeniami, odliczeniami... Niby super, ale...